Londyn na mapach

Pomimo swych rozmiarów
Londyn zgrabnie prezentuje się na mapie
bogaci i biedni znają swoje miejsce
a precyzyjnie wytyczone granice
pozwalają unikać krępującego współobcowania.




Życie jest jak zmywanie naczyń...

...kto nie mył ten NIGDY nie zrozumie.
...każdy talerz brudzi się inaczej.
...ile talerzy, tyle sztućców.
...im dłużej myjesz tym krócej żyjesz.
...kto nie zmywa ten ch....

Niecierpiąca zwłoka (Uwaga! Nie wolno czytać bez wcześniejszego zapoznania się z poprzednim postem! Nie próbuj oszukiwać! Będę sprawdzał logi i wyciągał zbiorowe konsekwencje)

Zachęcony jakością komentarzy pod ostatnim wpisem, postanowiłem, wzorem holywoodzkich producentów, kontynuować zawczasu rozgrzebany wątek. Przypomniawszy i ponownie zdawszy sobie sprawę z faktu, iż najbardziej zasmakowujemy we wcześniej zasłyszanych kawałkach, zadecydowałem. Od dzisiaj, a dokładniej od ostatniego postu, Żółta Siła oferować będzie wyłącznie kolejne części dotychczas stworzonych tekstów.

Teraz nastąpi kontynuacja rozpoczętej myśli.

Moje niezrozumienie, z początku spontaniczne, po paru tygodniach nabrało nieznośnej systematyczności. Dziś, bogatszy o komentarze pod poprzednim wpisem i myśli holiwoodzkich twórców, już nie tylko nie rozumiem dlaczego musimy zarobkować przez tak wiele godzin dziennie, ale przestałem pojmować dlaczego w ogóle musimy. 

Coś niepokojące wkradło się w umysły, zdawać by się mogło, całkiem rozsądnych społeczeństw. Jakaś fundamentalna nielogiczność założeń funkcjonowania. Dziedzictwo historycznych procesów zawładnęło duszami nieświadomych nieszczęścia jednostek. 

Widać to doskonale w modnych, nie tylko ostatnio, dywagacja o "nowocześniejszym" świecie. Weźmy taką przysłość. Przez Białoprądnickiego poetę zwaną nieinaczej jak "wyjebaną w kosmos". Powszechnie zautomatyzowaną. Eksploatująca roboty do granic możliwości. I towarzyszące jej wizje aut bez kierowców. Tak zwane samoprowadzące się pojazdy. Albo precyzyjniej: Samochody.

Wydawać by się mogło, że takie semantyczcnie spójne samochody, rozwiążą przynajmniej cześć bieżących problemów. Niestety, jak wynika z rozmyślań zafrasowanych społeczników, wygoda, szybkość i bezpieczeństwo są się niczym obliczu utraty pracy przez niezliczoną rzeszę zawodowych kierowców i konduktorów. I tutaj dochodzimy do sedna. Co jest racjonalne? Czy miliony wykonujące codziennie powtarzalne, potencjalnie możliwe do zaautomatyzowania prace, winny kontynuować nieszczęsny proceder celem zarabkowania na życie? Czy marnotrawiony czas nie dałoby się wykorzystać sensowniej? I na koniec pytanie konkluzja: Czy, biorąc pod uwagę dotychczsowe osiągnięcia społeczno-polityczno-naukowo-techniczne per ludzkość, praca zarobkowa w dalszym ciągu musi być podstawowym wyznacznikiem życia jednostki?

Pracuj do śmierci, albo jeszcze dłużej!

Zamieszkiwanie w ojczyźnie kapitalizmu, tuż obok miejsca, w którym swoje początki miała sama rewolucja przemysłowa, każdego skłaniłoby do jakiejś myśli. Ów przemyślenie (raczej) moje zwiazane jest z pracą zarobkową i czasem jej wykonywania. Cóż, sam temat mało oryginalny, ale może później, wraz z czytaniem postu, będzie trochę ciekawiej.

Wydawać by się mogło, że człowiek racjonalny, jeśli coś takiego w przyrodzie występuje, mając do wyboru pracę zarobkową i czas wolny, zawsze wybierze to drugie. Z tego założenia można wyprowadzić równanie, iż ten sam człowiek będzie dążył do jak najdłuższego czasu wolnego kosztem pracy zarobkowej.

Jeśli powyższe jest prawdziwe, dlaczego w dalszym ciągu większość aktywnego życia (znaczy minus spanie) spędzamy na zarabianiu, a czas wolny wypełnia nam odpoczynek po lub przygotowanie do pracy?

Nie trzeba być populistą, żeby chcieć zrozumieć, dlaczego pomimo dwustu lat nieprzerwanej automatyzacji, mechanizacji i optymalizacji procesów, nikt nie wpadł na pomysł, jak skrócić czas samej pracy? Na co te wszystkie wynalazki, jeśli rozwój nauki nie sprawia, że pracujemy mniej, ale wbrew logice, więcej? Z dekady na dekadę żyjemy dłużej. A te dodatkowe lata i tak spędzamy w robocie.

Nie żebym nie doceniał wygód "nowoczesnego" świata. Można się tylko cieszyć, że praca stała się mniej uciążliwa fizycznie. Pracujemy więcej głową niż rękami. Zarabiamy lepiej i możemy pozwolić sobie na więcej niż dziewiętnastowieczny robotnik z Północnej Aglii. Ale czy rozwój ma oznaczać jedynie zwiększenie wygód?

Co gorsza, nic nie wskazuje na to, że w przyszłości będzie lepiej. Dalszy rozwój nie będzie pociągał za sobą zmniejszenia ilości godzin spędzanych na zarabianiu. Według prognoz, może i nie będziemy pracować więcej czasu per dzień, ale już wiadomo że przez większą ilość lat.

Ludzie mowia, gdy nie maja nic lepszego do powiedzenia

Zasada ta sprawdza sie rownie dobrze w przypadku pytan. Jak inaczej wytlumaczyc obsesje podroznych na punkcie kraju pochodzenia. Wciaz pytaja skad sie jest. Na szczescie, ow fascynacja jest o tyle silna, co krotkotrwala. Wygasa wraz z zadaniem pytania. A zdarza sie, ze pytajacy nie czeka nawet na odpowiedz.

Slow motion

Po kilkunastu latach fascynacji. W tym miesiacach, z przerwami, naocznych obserwacji. W koncu odkrylem zagadke Indonezji. Zrozumialem moje wewnetrzne ciagnienie ku temu krajowi. I ciagniecie innych, ktorych wciaz przybywa.

To nie piekne plaze, zabytki azjatyckich kultur i ogolnie panujaca taniosc przyciaga miliony zagranicznych turystow. Wszyscy oni postanawiaja przyjechac tutaj w zupelnie innym celu. Choc beda sie zarzekac i zaklinac, ze jest inaczej. Prawda jest jedna. Nastepnym razem przyjada rowniez po to, zeby podgladac.

Nie chodzi jednak o podgladanie erotyczne. Banalna zwierzeca pornografie. Perwersja zagranicznego pogladacza idzie o pare krokow dalej. On patrzy jak Indonezyjczyk pracuje.

A wiedzac juz cos na temat samego pogladania. Chocby inspirujawszy sie slowami bejsbolowego poety - patrzac mozna zaobserowac wiele - doswiadczony turysta wie, ze nie chodzi o wyrokowywanie i doszukiwanie sie przyczyn. Wazne jest tylko Jak.

Przede wszystkim Indonezyjczyk sie nie spieszy. Pracuje powoli. Z przerwami. Wytrwale realizuje swe cele. Te wspaniale, tak zadko spotykane dzis cechy, pozwalaja przemilej ludnosci osiagac fenomenalne rezultaty:
  • 2 oszlifowane i polakierowane (pierwsza warstwa) krzesla ogrodowe przez czteroosobowa ekipe tubylcow w czasie nie krotszym jak 3 godziny;
  • 2 ryzowe posilki w pustej restauracji obslugiwanej przez dwie mlode, pelnosprawne kelnerki w zaledwie jedna godzine;
  • instalacja wenflonu i podanie kroplowki pacjentowi w szpitalu (przy zalozeniu, ze wszystkie przybory medyczne zostaly juz wczesniej przygotowne) od 15 do 20 minut;
  • I tak dalej. I tak dalej.
Indonezyjczycy po raz kolejny rzucaja swiatu wyzwanie. W ogolno panujacym trendzie wielozadaniowosci (multitasking) promuja swoja odmiane jednokrotnego zajecia (single tasking).

In memories

Śmierć bliskiej osoby nie musi być wyłącznie powodem do smutku. Istnieją rozwiązania technologiczne, które szybko zamienią niezręczne uczucie w wymierne korzyści finansowe. Dzięki temu zgon nie będzie traumą, ale szansą. Twórczą możliwością zarobienia kilkuset dodatkowych złotych.

Ktoś zapyta o koszty. Tak, jak w każdym przedsięwzięciu biznesowym, również i w tym rozwiązaniu należy się  z nimi liczyć. Ale myśl zasady "bogaty powinien stawać się jeszcze bogatszy, a biedny biedniejszy" powinny one zostać przeniesione na tych, których śmierć bezpośrednio dotyczy.

Umieranie jest, w dalszym ciągu, słabo zagospodarowanym działem gospodarki narodowej. W przemyśle internetowym śmierć praktycznie nie występuje. Kreatywny konsultant powinien wykorzystać z pozoru niekorzystne wydarzenie i zaoferować innowacyjny produkt.

Oto schemat hipotetycznej internetowej platformy fundraisingowej oferującej nową usługę "wieczny spoczynek":